Od kilku miesięcy chodziło za mną słodkawe, drożdżowe pieczywo. Coś w stylu słodkiej, delikatnej, puszystej chałki, jaką pamiętam sprzed lat. Miałam ochotę na grubą kromkę posmarowaną masłem i miodem popijaną szklanką ciepłego mleka. Problem polegał na tym, że wypróbowałam już chyba wszystkie piekarnie w okolicy i ciągle ten sam efekt. Pięknie wyglądający wypiek a w środku totalna porażka, nadająca się się tylko i wyłącznie do karmienia łabędzi. Chociaż nie, bo łabędzi mi strasznie żal…